Herb Stowarzyszenia Wychowanków Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Asnyka w Kaliszu Pisali o nas...

80. urodziny Jana Ptaszyna Wróblewskiego

 

Jan Ptaszyn Wróblewski

Chłopak w czapeczce z daszkiem

Historia jazzu jest pełna niezwykłych, legendarnych postaci. Należy do nich na pewno Jan Ptaszyn Wróblewski. Jeden z pionierów tej muzyki w Polsce – znakomity muzyk, mistrz saksofonu, kompozytor i aranżer, a także organizator życia muzycznego, niedościgniony znawca i popularyzator jazzu nad Wisłą, Odrą i Prosną, a także pomniejszymi rzekami.

Gdybyśmy chcieli stworzyć promocyjny znak graficzny z napisem ,,Polish Jazz”, mógłby być na nim taki drobny człowiek w czapeczce z daszkiem... – powiedział w Kaliszu podczas uroczystości z okazji 80. urodzin artysty jego przyjaciel, Tomasz Tłuczkiewicz, krytyk muzyczny, a obecnie wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego.

Ptaszyn – jak zwykle skromny i z dystansem – natychmiast dorzucił całą serię nazwisk innych polskich jazzmanów, którzy winni się na tym znaczku pomieścić. Ale dla kaliszan jest on nie tylko „ikoną jazzu”. To przede wszystkim „nasz chłopak”, który odkrył nam fascynującą muzykę. I przebił się z nią na szczyty kariery, ale do rodzinnego miasta zawsze chętnie powracał, przywożąc powiew wielkiego świata – tego zza „żelaznej kurtyny”, do którego przez lata niewielu miało dostęp. Jednocześnie wspierał swym autorytetem pierwsze kaliskie próby konfrontacji nowych form muzycznych, które fascynowały wówczas młode pokolenia. Z czego potem wyrósł festiwal jazzowy nad Prosną i rockowy w Jarocinie też. A dziś, mając za sobą 80 lat życia, ten nieustannie aktywny muzyk stał się także symbolem wiecznej młodości i niespożytej energii, którą czerpie z tej nieśmiertelnej muzyki. Słowem – jest Ptaszyn także żywym zaprzeczeniem mrocznej legendy o „wybrańcach bogów”, którzy szybko odchodzą z tego świata.

Na urodzinowe uroczystości, które zaplanowano 17 czerwca, Jan Ptaszyn Wróblewski przyjechał do Kalisza w znakomitej formie. Podczas konferencji prasowej w kaliskim ratuszu wspominał z sentymentem swoje młode lata: - Kiedy szliśmy dziś z hotelu do ratusza, przypomniałem sobie po drodze cukiernią Mayera, księgarnię, w której pracował pan Kokodyński, klub „Empik”. A potem przy ratuszu znanych mecenasów, którzy tu mieszkali: Zylbera i Wendego – kolegów ojca. A ja przyjaźniłem się z ich synami... Przypomniałem sobie park i spacery aż po „Kogutek”. Wspominałem też pana Romana Koło, który dostarczał nam nuty różnych przebojów jazzowych. No i restaurację „Pięterko”, gdzie zacząłem grać będąc jeszcze uczniem gimnazjum Asnyka. Wkrótce potem wezwał mnie pan dyrektor i oznajmił, że to jest niemożliwe, aby uczeń grał w takim lokalu. A potem dodał znienacka: „Ale przecież możecie robić szkolne zabawy!” No i od tych zabaw wszystko się zaczęło!

Tajemnicę swej wiecznej młodości skomentował krótko: - Żyję pewnie dlatego, że robię to, co robię. Muzyka to jedyna rzecz, która mnie trzyma przy życiu... Ale później wieczorem już bardziej konkretnie zadeklarował, że zamierza pożyć jeszcze kolejne 80 lat, a więc w sumie 160!

Urodzinowy koncert galowy zorganizowano w historycznym gmachu Teatru Bogusławskiego, gdzie niegdyś odbywały się kaliskie festiwale jazzowe. Ptaszyn, który jak zwykle grał na saksofonie barytonowym, wystąpił z sekstetem, w którym znaleźli się też jego starzy przyjaciele: Henryk Miśkiewicz (saksofon altowy), Robert Majewski (trąbka), Wojciech Niedziela (pianino) oraz Marcin Jahr (perkusja) i Michał Kapczuk (kontrabas).

W repertuarze wieczoru znalazły się przede wszystkim utwory z najnowszej płyty Ptaszyna, która ukazała się kilka miesięcy temu pod wymownym tytułem „Moi pierwsi mistrzowie”. Jubilat w ten sposób chciał podziękować swym kolegom i zarazem mistrzom, z którymi zaczynał muzyczną przygodę: - Uczyłem się od nich wszystkiego... – wyznał kaliskiej publiczności.

Pierwsi mistrzowie to oczywiście Krzysztof Komeda, którego kompozycje „Astigmatic” i „Kołysankę” (tę z filmu „Dwaj panowie z szafą”) usłyszeliśmy w Kaliszu, a także Andrzej Trzaskowski i Andrzej Kurylewicz. Niestety, utworów tego ostatniego nie było w programie koncertu, a to z powodu nieporozumień ze spadkobiercami praw autorskich po kompozytorze. Jego pamięć muzycy uczcili jednym z tradycyjnych bluesów, które Kurylewicz szczególnie sobie upodobał. W pierwszej części koncertu jubilat dyskretnie ulokował się w tle, dając innym pole do popisów solowych. I tu najwięcej braw zebrali jego wieloletni przyjaciele i współpracownicy.

Dopiero w finale Ptaszyn sam dał wirtuozerski popis i zamknął całość własną kompozycją której na płycie niestety nie ma. Ale jest szansa, że usłyszymy ten koncert ponownie w mediach.

Cały ów urodzinowy wieczór, który jeden z przyjaciół nazwał „świętem całej jazzowej Polski”, był bowiem rejestrowany przez ekipy telewizyjne. I jak zapewnił Bogdan Bogiel, producent „mistrzowskiej” płyty i inicjator urodzinowych uroczystości, ma być odtwarzany w programie TVP 2 i na kanale Kultura.

Oczywiście nie obeszło się bez bisów, owacji na stojąco oraz wspólnego śpiewania „Sto lat...” pod dyktando zespołu popularnego Henia Siudy. Władze miasta Kalisza miały tu jednak pewien problem, co ofiarować w tym dniu jubilatowi, który już przed laty otrzymał najwyższą godność „Honorowego Obywatela Miasta Kalisza”. Ostatecznie zdecydowano się na bibliofilskie wydanie tzw. „Statutu kaliskiego” z XIII wieku – dokumentu, który od zarania dziejów wystawia dobre świadectwo miastu. I podobnie jak Ptaszyn, utrwala dobre imię Kalisza w wielkim świecie.

Były też serdeczne gratulacje i życzenia, bukiety kwiatów, rodzinne i przyjacielskie uściski, zaproszenia do ponownych wizyt nad Prosną... itd. A na koniec wielki tort, udekorowany złotym saksofonem (dzieło cukierni Sośnickich), no i oczywiście toast za zdrowie jubilata. Oby żył 160 lat!

 

Bożena Szal-Truszkowska