Herb Stowarzyszenia Wychowanków Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Asnyka w Kaliszu Pisali o nas...

W 30. rocznicę śmierci Krzysztofa Marksa. Szukanie prawdy czy budowanie legendy?

 

Krzysztof Hubert Marks  

W 30. rocznicę tragicznej śmierci Krzysztofa Huberta Marksa, chyba najzdolniejszego i najciekawszego kaliskiego plastyka z pierwszego powojennego pokolenia, przyjaciele artysty spotkali się, aby powspominać wspólnie spędzone lata, przypomnieć jego bogatą twórczość, zastanowić się nad jej miejscem w kaliskim pejzażu kulturalnym. Chyba jednak nie do końca się to udało, bo Krzysztof – jak zwykle – znów sprawił wszystkim niespodziankę, tym razem swymi... listami.

Spotkanie w siedzibie KTW (6 listopada), któremu życzliwie patronowała Biblioteka Miejska i Stowarzyszenie Asnykowców, zgromadziło około 50 osób. Byli to przyjaciele artysty zarówno ze szkoły podstawowej, jak i Liceum Asnyka; a także z późniejszych lat, kiedy życie towarzyskie koncentrowało się m.in. wokół jego pracowni. Rodzinę reprezentowały trzy panie noszące nazwisko Marks: Anna, Weronika i maleńka, śliczna Milenka. Byli też muzycy z legendarnego zespołu „Młody Blues”, dla którego Krzysztof pisywał teksty piosenek. I dziennikarze z kaliskich redakcji, z którymi współpracował. Plastycy i „galernicy”. I jeszcze wielu innych ludzi z różnych śro­dowisk, bo Krzyś wszędzie znajdował przyjaciół.

Stosowną scenerię do wspomnień stworzyła wystawa jego prac, zebranych wprawdzie pospiesznie, ale w dość reprezentatywnym wyborze. Było więc malarstwo w całym bogactwie form i stylów – od dość tradycyjnych pejzaży miejskich i portretów, poprzez martwe natury ale komponowane w finezyjnych splotach, aż po kompozycje alegoryczno-metaforyczne, których znaczenia możemy się tylko domyślać. Jeszcze bogatsza okazała się kolekcja grafik, w których chyba najpełniej wypowiadał swoje miłości i fascynacje, nadzieje i zwątpienia, a pod koniec życia już tylko lęki i koszmary.

Autorzy wystawy: Eleonora Morawska, Małgorzata Kowalewska i Krzysztof Płociński – podjęli się niemal benedyktyńskiej pracy, poszukując śladów ręki artysty w gazetach, ulotnych drukach i innych okazjonalnych wydawnictwach. A przy okazji uświadomili nam, że Marks każdą nawet najdrobniejszą pracę wykonywał niezwykle sumiennie. Trochę zabrakło na tej wystawie jego twórczych eksperymentów, które podejmował i szybko porzucał, jak makramy i tkaniny artystyczne czy malarstwo na szkle. Zabrakło też tzw. sztuki stosowanej, którą uprawiał „dla chleba” ale równie sumienne. Były to m.in. projekty wnętrz i witryn sklepowych; okolicznościowe dekoracje sal, scen czy nawet ulic; aranżacje wystaw, znaki firmowe, afisze i plakaty itp. Zapewne odnajdą się one kiedyś, chociażby na starych fotografiach kaliskich ulic, akademii i pochodów 1-Majowych czy też festiwali i innych kulturalnych wydarzeń, którym towarzyszyły. Ekspozycję dopełniły fotografie – a odnalazło się ich sporo – fragmenty recenzji z jego wystaw, artykuły prasowe pióra Krzysia i o Krzysiu.

Ale prawdziwą rewelacją okazały się fragmenty listów Krzysztofa, które są rodzajem duchowego pamiętnika, pisanego językiem poetyckiej prozy – a odczytane podczas spotkania przez Andrzeja Zmyślonego, zabrzmiały jak najczystsza poezja. Pisywał je artysta do kobiet, które kochał i u których szukał ratunku przed dręczącymi go koszmarami. Pisał, aby wyrzucić z siebie to, z czym nie mógł sobie sam poradzić. Zresztą podobnie traktował swoją sztukę, poprzez którą próbował dzielić z nami tym, co go przerażało. Ale kto go wtedy tak naprawdę rozumiał? Złe duchy topił więc w alkoholu, ale nie była to dobra terapia, bo powracały zwielokrotnione... Listy Krzysia – szczere aż do bólu – to świadectwo ogromnej wrażliwości i bezradności człowieka nękanego koszmarami; bawiącego się ze śmiercią, a jednocześnie porażonego nieuchronnym kresem ludzkiego życia. To także najlepszy komentarz do twórczości.

Oto fragmenty zapisków z ostatnich miesięcy 1981 roku:

(...) Wyrzucić ten pieprzony mózg z siebie, podeptać go, spłukać do publicznego szamba, żeby był spokój.

Stoję, drugi człowiek, obok siebie. Obserwuję wszystkie stany psychiczne. jakim ulegam. Nie panuję nad nimi, mogę je jedynie oceniać...

(...) Późny wieczór. Zapełnić czas czymkolwiek, to teraz najważniejsze. Pisać. Pisać cokolwiek. Układać literki w długie rzędy bruku prowadzącego do nikąd.

Skupić uwagę na tym, co w głowie przewala się gęstą brunatną cieczą co nie daje spać, pracować, jeść, myśleć, żyć.

Tabletka. Jedna? Nie, dwie. Tak dobrze...

 (...) Na zewnątrz zwycięska pewność siebie; wewnątrz - galareta, magma (...).

(...) Żeby wygrać, trzeba grać. Grać i uważać, żeby nie dać się obsadzić w niewłaściwej roli. Cóż, zagrałem „ogon”. Pora najwyższa, aby z miernego aktora przedzierzgnąć się w reżysera.

Ale to tylko marzenia. Nie przekręcisz człowieku kontaktu w mózgu na inny stopień zachowania, nie zmienisz swojego charakteru zgodnie z życzeniami widzów tego kretyńskiego spektaklu, jakim jest życie.

Nie buduj domu, co najwyżej namiot. Tylko dlaczego?

(...)...biegłem ku słońcu trzymając w wilgotnych dłoniach

embrion

popatrz

zakwitł czarną różą

 

Schody. Wchodzisz. Głęboka jest poręcz

– nie ma stopni.

Las. Brama do lasu.

Woda. Skoczyłem.

Wysoko nade mną zamknęła się cisza.

Czy to ten sam człowiek, który na co dzień miał jasną promienną twarz i jak magnes przeciągał do siebie innych, który potrafił cieszyć się życiem i dzielić z bliskimi swą radością? Krzysztofa Marksa nie da się zamknąć w jednej formule, w jednym wymiarze. Był i zapewne pozostanie zagadką losu, zagubioną w labiryncie domysłów. Tajemniczą legendą, którą misternie wokół siebie budował.

Listopadowe spotkanie przyjaciół nie przyniosło odpowiedzi na pytanie, kim był? Ale jego trwałym efektem będzie wirtualna galeria Krzysztofa Marksa, której przygotowania podjęła się Miej­ska Biblioteka Publiczna w Kaliszu. A od nas wszystkich, którzy go znaliśmy, będzie zależało, co w niej umieścimy. Jedno jest pewne – prawda o nim i legenda splotły się już na zawsze.

Bożena Szal-Truszkowska, 7 Dni Kalisza, 12.11.2014


Dzisiaj nie umrę. To dużo. ale serce wali jak oszalałe...

Mija trzydzieści lat od tragicznej śmierci artysty plastyka Krzysztofa Marksa
Krzysztof Hubert Marks  

Co zostało po Krzysztofie Marksie? Szereg obrazów i innych prac, listy, zdjęcia. Recenzje wystaw. I wspomnienia, przywołane przez jego przyjaciół. Z inicjatywy Bożeny Szal-Truszkowskiej i Andrzeja Zmyślonego, dziennikarzy i przyjaciół Krzysztofa Marksa, 6 listopada w restauracji KTW w kaliskim Parku Miejskim spotkali się, by przywołać raz jeszcze ducha tego wyjątkowego kaliskiego artysty, który odszedł tragicznie 13 października 1984 roku.

Urodził się w Szklarskiej Porębie, ale ponoć nie protestował, kiedy w biogramach nazywano go kaliszaninem, bo tak naprawdę był z Kaliszem związany od zawsze. Tutaj dorastał i tutaj też uczył się – w I Liceum Ogólnokształcącym im. Adama Asnyka. To tam ujawniły się jego talenty... sportowe. Doskonale biegał, na krótkich dystansach. I to właśnie w „Asnyku” poznał go Krzysztof Oleksiak, także artysta plastyk, dzisiaj mieszkający w Toruniu. Później, w1973 roku, Marks zaprojektował plakat jego pierwszej indywidualnej wystawy w kaliskim Empiku.

-  Razem z chłopakami, którzy trafili do naszej klasy, stworzyli zespół muzyczny o nazwie Alabama - wspomina Krzysztof Oleksiak. – Grali ze Zdzisławą Sośnicką na wszystkich akademiach w szkole, a zapowiadał ich zawsze Marks. Wtedy nie miał brody, był bardzo elegancki, w granatowym garniturze i białej koszuli z wąską muszką. Miał piękny głos, dobrą dykcję.

„Alabama” nie była jedynym muzycznym epizodem Marksa. Współpracował z zespołem Młody Blues, napisał dla nich tekst jednej piosenki, projektował plakaty miejscowych imprez muzycznych, m.in. festiwalu „Gramy nad Prosną”.

Po maturze Marks wyjechał na studia artystyczne w Poznaniu, ale przerwał je i wrócił do Kalisza. Podjął pracę w domu towarowym „Centrum” opodal swojej dawnej szkoły. Miał pracownię na ostatnim piętrze.

-   Było to miejsce spotkań wielu osób. Rozmawialiśmy o tym, co bliskie młodym twórcom. Później mieliśmy plany dotyczące naszej twórczości reklamowej, ale nigdy nie zostały zrealizowane - wspomina Oleksiak. - Zaprojektował nie tylko plakat tej mojej pierwszej wystawy, ale napisał też recenzję mojej twórczości. Jest to opis tak trafny, że cytuję to do dzisiaj w każdym katalogu.

W Kaliszu Krzysztof Marks uczył się w Studium Nauczycielskim. W tym czasie odwiedzał też prof. Andrzeja Niekrasza, artystę, ale i pedagoga, który dla Marksa miał być jedynym „mistrzem”. I to właśnie w studium też poznała go graficzka Maria Czyżak, dzisiaj pracująca w Galerii Sztuki im. Jana Tarasina.

- W jego pracowni ciągle się dyskutowało, a alkohol piło się ze słoiczków po farbach – wspomina. – Wiedział, że nie chcę być nauczycielką, dlatego, kiedy skończyłam naukę, przygarnął mnie do swojej pracowni w domu towarowym.

Maria Czyżak wspomina, że znajomość z artystą wpłynęła też na jej charakter.

- Byłam dość ułożona, nie używałam zbyt mocnych słów - opowiada. - Krzysztof wprowadzał mnie na szerokie wody komunikacji, potrafiłam zakląć, co ułatwiało moje życie.

Na pierwszy rzut oka artysta mógł sprawiać wrażenie osoby dość brutalnej, mocnej. Z drugiej strony kobiety otaczał ogromną czułością i pomocą.

- Kiedy nasze drogi już się rozstały i spotykaliśmy się nieco rzadziej, to jednemu z moich narzeczonych przykazał, że jeśli mnie skrzywdzi, to po prostu i dosłownie obije mu mordę – wspomina Maria Czyżak.

Krzysztofa Marksa nigdy nie poznałam osobiście, ale jego twórczość, jak się później okazało, była mi znana już od dzieciństwa. Obrazy artysty wisiały bowiem w redakcjach „Głosu Wielkopolskiego” i „Ziemi Kaliskiej”. Na życie zarabiał współpracując z przedsiębiorstwami, projektując witryny sklepowe, wnętrza, okolicznościowe dekoracje wpisujące się w PRL-owską propagandę. Za życia przygotował niewiele, bo tylko siedem wystaw indywidualnych – ostatnia, prezentowana była na kilka miesięcy przed jego śmiercią podczas Kaliskich Spotkań Teatralnych. Artysta nie przywiązywał wielkiej wagi do swoich innych dzieł, obrazy i grafiki rozdawał znajomym, m.in. dziennikarzom, sam zresztą przez pewien czas także pracował jako reporter. To współpracę z miejscową prasą miał sobie najwyżej cenić, projektując winiety i ilustrując artykuły. Nie wiem, jakim Marks był człowiekiem, ale jego dzieła od pierwszego spojrzenia zostawiają w pamięci wyraźny i dość smutny ślad. Obrazu „z koszulą”, który wisiał w redakcji „Głosu Wielkopolskiego” jako dziecko po prostu się bałam i do dzisiaj budzi we mnie coś na kształt jakiegoś podskórnego lęku wynikającego – być może – ze świadomości końca. Podobne uczucie wywołują także pozostawione przez artystę listy. Pisał w jednym: „Najważniejsze to pisać, pisać cokolwiek. Skupić uwagę na tym, co w głowie przewala się gęstą brunatną cieczą, co nie daje spać, pracować, jeść, myśleć, żyć. (...) Która to już dzisiaj fajka? Przecież nie czuję czasu... Nie, błąd, czuję czas, ale nie czuję jego upływu. Jedynie tytoń, w zastraszający sposób znikający z worka wskazuje, że coś mija”; w innym czytamy: „Dzisiaj nie umrę. To dużo, ale serce wali jak oszalałe zmęczone papierosami. Ech, pękłobyś wreszcie”.

- Ostatni raz spotkałam Krzyśka na tydzień przed jego śmiercią, szliśmy na jakąś imprezę do Wojtka Krenza – wspomina Urszula Zybura, poetka. - Mówił wtedy: Ulka, jaki ja jestem szczęśliwy. Mam dziewczynę, którą kocham i dobrą pracę, wreszcie wszystko mi się poukładało. Tydzień później szłam na przystanek w okolicy pomnika Adama Asnyka. Kiedy akurat podjeżdżał autobus, szedł Wojtek Krenz. Ja się spieszyłam na ten autobus, szłam szybko, a Wojtek w przelocie do mnie rzucił: wiesz, Krzysiek Marks się powiesił. Wsiadłam do autobusu ze świadomością tych słów. I w tym autobusie napisałam poświęcony Marksowi wiersz pod tytułem „Pociąg relacji śmierć”.

Krzysztof Marks odszedł mając 38 lat. Jego przyjaciele chcą dzieło jego życia ocalić od zapomnienia i teraz zbierają wszelkie materiały związane z jego życiem i twórczością.

- Jest naszym zamiarem stworzenie wirtualnej galerii prac Krzysztofa Marksa – informuje Adam Borowiak, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Kaliszu i prezes stowarzyszenia „Asnykowców”. Kaliska MBP na wieczór wspomnień w KTW przygotowała ekspozycję poświęconą Krzysztofowi Marksowi, złożoną ze zdjęć, artykułów, grafik itd. Wszystko to trafi do Internetu na stronę poświęconą artyście. - Jeśli macie Państwo jego obrazy, grafiki, zdjęcia, bądź inne pamiątki – pomóżcie nam w jej tworzeniu – apeluje dyrektor MBP. - W tej sprawie prosimy o kontakt z panią Eleonorą Morawską, kierowniczką Biblioteki Głównej przy ulicy Legionów 66.

 

Mirosława Zybura