Herb Stowarzyszenia Wychowanków Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Asnyka w Kaliszu Pisali o nas...

Doktor Pniewski wraca

 

Tadeusz Pniewski  

 

Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Kaliszu ma szanse uzyskać wkrótce zaszczytne imię dr. med. Tadeusza Pniewskiego (na zdjęciu). Wniosek w tej sprawie Stowarzyszenie Wychowanków Gimnazjum i Liceum im. A. Asnyka w Kaliszu skierowało już w grudniu ubr. do ministra zdrowia, Bartosza Arłukowicza, który – jak wiadomo – ma teraz inne kłopoty na głowie (m.in. z kolejkami do specjalistów), które premier polecił mu szybko rozwiązać, co oczywista jest zadaniem niewykonalnym... Natomiast z patronem większych kłopotów nie przewidujemy, jeśli tylko w ministerstwie ktoś w miarę kompetentny znajdzie czas, aby ów wniosek przeczytać.

Dr med. Tadeusz Pniewski (1914-1994) to piękna postać, znana i zasłużona dla miasta, a przede wszystkim dla kaliskiej służby zdrowia. Kaliszanin, „asnykowiec”, studia medyczne ukończył w Poznaniu tuż przed wybuchem II wojny światowej. We wrześniu 1939 roku był dowódcą punktu sanitarnego obrony cywilnej w Kaliszu. Podczas ewakuacji trafił w rejon bitwy pod Ożarowem i dostał się do niewoli. Po ucieczce stamtąd pracował w szpitalu w Otwocku, jednocześnie działając w strukturach AK.

W latach 1944-45 wcielony do wojska, zetknął się w Lublinie ze znanym hematologiem prof. Ludwikiem Hirszfeldem i przez rok był jego asystentem. Kiedy profesor podjął się odbudować wydział lekarski we Wrocławiu, wezwał go ponownie do siebie. Pniewski miał świadomość wielkiej kariery naukowej, jaka się przed nim otwierała, a jednak zdecydował się wrócić do Kalisza, gdzie dramatycznie brakowało lekarzy. Na całe życie pozostał za to wierny hematologii i jej pokrewnym naukom, jak serologia, immunologia, transfuzjologia itd. To on odbudował całą diagnostykę laboratoryjną kaliskiego szpitala, a także uruchomił tu pierwszą stację krwiodawstwa. A profesor wspierał go w naukowych badaniach, dzięki czemu młody lekarz szybko uzyskał tytuł doktora.

Rodzinne miasto chyba jednak nie doceniło jego zasług. Wyczuwając złe klimaty doktor Pniewski wyprowadził się w 1962 roku do Łodzi, gdzie stworzył kolejną wzorową stację krwiodawstwa, potem tradycyjnie kierował zakładem diagnostyki laboratoryjnej, a na koniec został kustoszem Biblioteki Akademii Medycznej. Nadal też kontynuował swoje badania naukowe, sporo publikując głównie w poważnych periodykach krajowych i zagranicznych. Jego dorobek obejmuje ponad 40 publikacji, w tym dwie edycje książkowe. W uznaniu zasług został także obdarowany honorowym członkostwem Polskiego Towarzystwa Hematologów i Transfuzjologów oraz trzykrotnie nagrodą Polskiego Towarzystwa Fizjopneumonologicznego. Był chyba jednym z ostatnich lekarzy-humanistów, który w pacjencie dostrzegał najpierw człowieka, dopiero potem jego chorobę.

Mimo sukcesów zawodowych, nie czuł się w Łodzi szczęśliwy, bo nieustannie tęsknił do... Kalisza. Czego najpełniejszym wyrazem jest jego wspomnieniowa książka „Kalisz z oddali”, a także sporo wierszy, które pisał przez całe życie, a na koniec wydał w kilku tomikach. Oczywiście powracał raz po raz do rodzinnego miasta, spotykał się z przyjaciółmi; a potem pisał listy do kaliskiej prasy, w których wypominał kaliszanom różne grzechy (np. że nie dbają o park czy zabytki). I tak stał się dla nas „głosem sumienia”, którego słuchaliśmy z uwagą, choć często też z poczuciem bezradności. Ale najbliższe, najserdeczniejsze kontakty utrzymywał zawsze ze szkolnymi kolegami, dla których był prawdziwym autorytetem. Uczył ich miłości do miasta i szkoły, wskazywał prawdziwe wartości, dla których warto poświęcić życie. Bywał regularnie na „asnykowskich” zjazdach, a koledzy też regularnie odwiedzali go w Łodzi. Dla młodszych roczników stał się wielkim mistrzem, do którego zwracali się po rady, jak rozwiązywać najtrudniejsze problemy. I to właśnie oni wpadli na pomysł, aby jego imieniem nazwać dawną stację krwiodawstwa, która dziś rozrosła się w nowoczesne Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa. Inicjatywę zaakceptował także dyrektor RCKK Krzysztof Korzeniewski (oczywiście też asnykowiec!).

I w ten sposób „nasz Tadzio” ma szansę chociażby symbolicznie powrócić do swego ukochanego Kalisza. W tym roku (30 stycznia) mija 100. rocznica jego urodzin, a także 20. rocznica jego śmierci (26 kwietnia). To powinien być dla niego szczęśliwy rok. BS

 

Bożena Szal-Truszkowska, 7 Dni Kalisza, 22.01.2014