Herb Stowarzyszenie Wychowanków Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Asnyka w Kaliszu Tadeusza Albina list do chorego przyjaciela Staszka Niżnika
Cienka żółta linia

Do mego przyjaciela Staszka Niżnika
o XIV Zjeździe Asnykowców w Kaliszu

Drogi Staszku!

     Trochę zawstydzony odpisuję na Twój, jakże miły i lojalny list. Powinienem zrobić to zaraz na drugi dzień, ale chciałem wyjaśnić jeszcze pewne szczegóły zjazdowe. Przykro mi, że z powodu choroby, nie mogłeś przyjechać do Kalisza.

     Zjazdy są coraz lepiej zorganizowane. I to dziwne, że organizatorzy wyznaczyli tak niską wpłatę. Przecież do ogólnych kosztów doszła jeszcze książka. Na pewno bazowali na dotacjach. Na balu nie byłem, bo nie mam 20-tu lat, lecz na spotkaniu w ADRII przy ul. Piekarskiej. Na pewno pamiętasz Dom Rzemieślniczy - to w tym kompleksie budynków działa ADRIA. To było w sobotę wieczorem. A rano tuż po otwarciu odbyło się odsłonięcie dwóch tablic. Jedna, ufundowana przez Józefa Garlińskiego, przedstawia ważne daty z historii szkoły, druga, wykonana w miedzi, przedstawia wizerunek prezydenta Stan. Wojciechowskiego -- fundacji Zenona Sroczyńskiego, oczywiście wychowanka, a dziś zamożnego przemysłowca. Gdy staliśmy przed wszystkimi trzema tablicami, bo jedna wisi dawno, odezwał się nasz nieśmiertelny dzwon. Uruchomili go dwaj seniorzy - Garliński i Tomiec. Wszyscy stali w skupieniu.

     Imponujący był przemarsz przez centrum i Al. Wolności (d. Józefiny) do teatru. Przemówień było mnóstwo. Było w tym składanie gratulacji przez dyrektorskie delegacje innych szkól z wręczaniem kwiatów i upominków. Dość długo, lecz interesująco i ze swadą mówił Garliński. Powiedział: Nasza szkoła sięga XIII wieku, wtedy panował Bolesław Krzywousty. On pewno nie umiał pisać, a już byli Asnykowcy.

     Na balkonie siedziały szkolne żaki, gwiżdżący, krzyczący, bijący nieskończone brawa. Co rusz szybowała stamtąd papierowa jaskółka. Ta największa wylądowała nawet na scenie. 5 lat temu oburzył się na to Garliński, a to przecież takie fajne, takie sztubackie. Były też, jak zwykle, odznaczenia. Spotkaniu doskonale przewodniczył przesympatyczny Adam Borowiak - sekretarz Stowarzyszenia.

     Śniadanie w szkole trwało długo i do syta. Każdy korytarz, każda salka, każdy kącik był zajęty, wszak ludzi było 650. Tu i tam zabłysła butelka, nastrój się poprawiał, a szum powiększał.

     W niedzielę mszę celebrował bp Stanisław Napierała, uśmiechnięty, otoczony 6-ma kapłanami-wychowankami. Na wstępie jeden z księży wygłaszał poezję Asnyka. Przepięknie śpiewał chór, a przy ołtarzu - duet chłopięcy kolorowo ubrany, z kaliskiego chóru dziecięcego "ECHO". Końcowym fragmentem było udekorowanie Bolesława Tomca, przez biskupa, orderem "Pro Eclesia et Pontyfice". Oczywiście cala ferajna uderzyła brawo, a Tomiec podszedł do mikrofonu i powiedział: "Kiedyś w tym kościele służyłem do mszy. Wtedy mówiło się na początku - introibo ad altare dei, ad Deum qui laetificat juventutem meam. Dziś już jest inna epoka i mówi się po polsku. B. Tomiec (matura 1932) to człowiek dziarski, dobrze słyszący, energiczny w ruchach.

     Po nabożeństwie, o godz. 12 poszliśmy na ciekawy koncert symfonicznej orkiestry Filharmonii Kaliskiej w domu Centrum Kultury i Sztuki przy ul. Łaziennej. To chyba jest dawne kasyno oficerskie. Dyrygował Jan Walczyński, syn naszego trębacza, którego pewno pamiętasz. Konferansjerem był Jerzy Górny aktor teatru. Zapowiedział Ewę Walaszczyk (nieasnykówka), która postanowiła umilić nam pobyt. Przepięknie zaśpiewała tylko jeden raz arię z My Fair Lady. Górny, jako mąż Ewy, był z Niej dumny.

     Utwory orkiestry, choć nowoczesne, były tak subtelnie i nastrojowo dobrane, że nie było wrażenia, że słucha się hałaśliwej muzyki typu Pendereckiego. Podobno zachwyca się nią cały nowoczesny świat. Ja - nie. Pewno jej nie rozumiem.

     W antrakcie była bardzo ciekawa wstawka. Wychowanek ks. dr Jan Sikorski n.b. naczelny kapelan więziennictwa, odczytał list Prymasa Józefa Kardynała Glempa z gratulacjami dla Zjazdu, z pamięcią dla nieżyjących, z życzeniami pomyślności dla uczestników. List przyszedł poprzez kurię biskupią. Prymas był powiadomiony o Zjeździe, a list gratulacyjny był oddaniem szacunku dla jednej z najstarszych szkól w Polsce. List Prymasa uznali wszyscy za wielki zaszczyt i wyróżnienie. Nastrój stał się szczególnie podniosły.

     Byłem cały czas z Jurkiem Pertkiewiczem. Rozmawiałem też z Całką, Krzysikami - Staszkiem i Zbyszkiem. Patrzyłem dalej na tłum, ale nie było... nie było tych, których mam na zdjęciach 5 czy 10 lat temu. Jednak przyjechał Jedwab, którego witano z wielkimi honorami.

     W Swoim liściku życzyłeś nam pogody. Ona początkowo była i w tym duchu napisałem w piątek Asnykowską kartę, że jest dobra. W sobotę podczas powrotu z teatru do szkoły zaczęło lać. Trzeba było napisać drugą podając prawdę, wszak kłamać nie wolno. Poprosiłem o to Jurka, bo sam w niedzielę w południe musiałem już wracać; w poniedziałek miałem mszę św. za Janka. l w tym miejscu pragnę Cię o tym powiadomić, że 13 sierpnia był w Bydgoszczy Jego pogrzeb. Miał 85 lat. Ostatnie dwa lata przeleżał w łóżku i w związku z tym Jego żonę już nazwałem wielką samarytanką.

     Ja tu opowiadam Ci "bajeczki" o Kaliszu, a Ty na pewno wszystko już słyszałeś od Józka Szymanowskiego. A może to i dobrze, że możesz fakty weryfikować. Nasze opowiadania uzupełnione artykułem z "Ziemi Kaliskiej", dadzą Ci obraz. Większość podanych osób w Gazecie przyjechała. Był Ptaszyn, był Kryszak, byli bracia Sikorscy i wielu innych.

     "Towarzystwo" wydało znaczek w klapę o identycznym wzorze, jaki kiedyś nosiliśmy na rogatywkach z bordo otokiem. Teraz jest on bordo emaliowany. Mam taką rodzinną fotografię w dawnym mundurku z 4-ma belkami, a Ciebie pamiętam, jak nosiłeś słońce złoto-haftowane.

     Słyszałem i bardzo mi się to podobało, że Asnykowcy to mafia, która rządzi całym Kaliszem, a nawet dalej wychodzi poza granice. Są na wielu kluczowych stanowiskach. Albo taki aforyzm: Asnykowców pełno wszędzie, co to będzie, co to będzie.

     Na zakończenie nie mogę nie wspomnieć o orkiestrze. Umundurowana, reprezentująca Zakłady Jedwabnicze S.A. "Wistil". Cały czas prowadziła Asnykowski pochód, a w teatrze, na zakończenie kurtyna idzie w górę i znów orkiestra, która przepięknie zagrała marsza Radetzky'ego. Czy może być ładniejszy marsz? Myśmy bili brawo, a kapelmistrz salutował.

     Jak widzisz, Drogi Staszku, piszę ten list i skończyć nie mogę. Chcę w ten sposób choć jeszcze na chwilę przedłużyć naszą szkolną, kaliską epopeję, bo nie wiem, czy jeszcze kiedyś wrócę do tego tematu, żeby Ci znów opowiedzieć o zjeździe w 2003 roku. On się na pewno odbędzie, bo organizatorzy są cudownie niezmordowani - jak Jerzy Borowiak, Adam Borowiak. idący śladami Jurka Krawczyńskiego, Tadeusz Krawczyński, kol. kol. Bladowscy, Grzegorz Marszałek, Jerzy Kaźmierczak i wielu innych, cichych działaczy naszego ruchu. Wierzymy, że oni wychowają następców i nie pozwolą by Asnykowska idea rozpłynęła się w czasie i przestrzeni.

     Dziękujemy Zarządowi za poniesiony trud organizacyjny i przygotowanie tak bogatego programu. Dziękuje pięknie moja skromna osoba i z pewnością kilkuset uczestników Zjazdu. Wielkie brawa dla organizatorów!

     Staszku, chyba jesteś dumny, że uczęszczałeś do takiej szkoły. Ja też jestem dumny. Ściskam Cię mocno i życzę szybkiego powrotu do pełnego zdrowia.

Dnia 24 września 1998

Twój Tadeusz

Cienka żółta linia